Wulkan Kawah Ijen (2799m n.p.m.), czyli Gunung Kawah Ijen, to całkowita nazwa tego miejsca, co w języku indonezyjskim oznacza „Samotną górę”. Skąd nazwa, nie wiadomo, bo w obrębie ogromnej, 20 km kaldery znajduję się jeszcze kilka innych wulkanów. Wulkan Kawah Ijen mimo, że nie najwyższy i w sumie mało aktywny, ale jest na swój sposób wyjątkowy. Jego krater wypełniony jest kilometrowej średnicy jeziorem, którego woda ma piękny, turkusowy kolor. Jest to największe na świecie kwaśne jezioro wulkaniczne, gdzie PH wody nie przekracza 0,5.
W drodze na wulkan Kawach Ijen
Kolejna z rzędu nie przespana noc. Kolejne podejście na wschód słońca – tym razem padło na wulkan Kawah Ijen, który naturalnie znajdował się na naszej trasie podróży z Yogyakarty na Bali. Jeszcze rano byliśmy na Bromo, a przed oczami miałam ostatnie zapamiętane stamtąd obrazki. Czy wulkan Kawah Ijen jest tak samo obłędnie bajkowy jak Bromo? Czy pogoda nam dopisze ? Czy uda się zejść do krateru pomimo informacji, że jest zakaz i nie wpuszczają turystów? Kolejne pytania pojawiały się w naszych głowach, bo każdy jednak jechał z jakimś wyobrażeniem tego miejsca.
Z Cemoro Lawang do wioski Sempol dzieliło nas jakieś 6 h jazdy busem. Za oknem przewijały się kolejne pola ryżowe i plantacje kawy, a sama podróż była całkiem wygodna. Indonezyjskie drogi nie należą do najlepszych, więc siedząc w pierwszym rzędzie miałam zapewnioną dodatkową rozrywkę. Na miejsce dotarliśmy późnym popołudniem, lecz zmrok zapadł bardzo szybko i nie było mowy o zwiedzaniu okolicy. Arabica Homestay nie wyróżniał się niczym szczególnym. Mieliśmy surowe warunki, na wyposażeniu pokoju były tylko łóżka. Za to ciepła woda w pseudo łazience okazała się prawdziwym luksusem.
W oparach wulkanu Kawah Ijen
Rano czekał na nas już kierowca, by zawieźć nas do Paltuding, skąd rozpoczynał się trekking na wulkan. Przed nami była 3 km trasa, którą według przewodnika, można było pokonać w ciągu godziny.
Droga od razu pięła się w górę, ale nie nazwałabym tego stromym podejściem. Przez pierwsze pół godziny, trasa jest szeroka, a sama ścieżka ubita. Za punktem ważenia siarki, droga zwęża się, zawija w górę, prowadzi nad przepaścią, a w końcu a samym szczycie jest zupełnie płaska.
Szliśmy w totalnej ciemności i mgle. Drogę oświetlało nam światło naszych czołówek. Było około 5:30, gdy niebo zaczęło się przejaśniać. Za naszymi plecami mieliśmy dobrze widoczny wulkan Raung, który jest najwyższym w okolicy i przy tym bardzo aktywnym (dwa lata temu chmury popiołu, które się z niego wydobywały, skutecznie zablokowały ruch lotniczy na Bali).
Różowa poświata wschodzącego słońca rozświetliła całą okolice, lecz ciężkie chmury nadal nisko wsiały na zboczach wulkanu utrudniając widoczność. Okazało się, że na krawędzi kaldery sytuacja jest jeszcze gorsza. Mijając ostatni zakręt, przed naszymi oczami ukazał się ponownie księżycowy krajobraz. Szaro – żółte skały, wyżłobienia w zboczach, opary dymu, gęste chmury, karłowate krzaczki, a pomiędzy tym wszystkim rozrzucone wiklinowe kosze. Krajobraz wprawiał zarówno w fascynację, jak i przerażenie, wyglądało to trochę apokaliptycznie. Warunki atmosferyczne skutecznie utrudniały zobaczenie czegokolwiek w dole. Udało nam się dojść tylko do tabliczki z zakazem wstępu. Nasze najgorsze przypuszczenia potwierdziły się i nadal nie można było zejść na dół. Tym samym zobaczyłam całe NIC. Mogłam nadal marzyć o zobaczeniu wydobywającej się spod ziemi siarki i pięknym kolorze turkusowego jeziora.
To również może ciebie zainteresować:
Wulkan Kawah Ijen – siarkowy gigant
Proces sam w sobie jest bardzo prosty. Przez ceramiczne rury tłoczone są wulkaniczne gazy, które w zetknięciu z powietrzem tworzą płynną siarkę. Po ostygnięciu finalnie otrzymuje się żółte bloki czystej siarki. Górnicy metalowymi prętami kruszą je na mniejsze kawałki, ładują do swoich wiklinowych koszy i przenoszą do punktu ważenia. Każdy kosz waży od 60 kg do nawet 100 kg, a górnicy robią przynajmniej dwa kursy dziennie. Za kilogram siarki dostają mniej więcej 700 IDR, czyli około 30 groszy. Taka praca wydaje się wyzyskiem, ale nie dla nich. Przy ogromnym bezrobociu miesięczne wynagrodzenie górnika na poziomie 200$ wydaje się więcej niż zadowalające.
W XXI wieku mogą dziwić warunki w jakich na Kawah Ijen pracują górnicy. Obecnie wydobywa się jedynie jakieś 20% tego, co można by było uzyskać przy użyciu odpowiednich maszyn. Pomimo możliwości zastosowania nowoczesnych technologii, sytuacja w najbliższym czasie na pewno się nie zmieni. Odpowiedź jest jedna: taki sposób wydobywania siarki jest bardzo tani.