Jedzenie nie jest głównym celem moich wyjazdów. Będąc jednak w jakimś kraju, czy regionie, zawsze staram się spróbować lokalnych przysmaków. W Lizbonie oprócz wszelkiej maści owoców morza i ryb, warto spróbować pieczonych kasztanów /dostępne są tylko w okresie jesienno-zimowym/, ciastek pasteis de nata oraz lokalnej wiśniówki.
Pasteis de nata
Jest takie miejsce w Belem, które przyciąga rzesze turystów i wbrew pozorom nie jest to żadne muzeum, czy katedra. Mowa tu najsłynniejszej lizbońskiej ciastkarni Pastéis de Belém. Ciastka pasteis de nata znane są w całej Portugalii, ale tylko w tym miejscu noszą unikalną nazwę pastel de belem. Ich recepturę opracowano w XVIII wieku w Klasztorze Hieronimitów. Od tamtego czasu jest pilnie strzeżona, a dokładny przepis zna tylko kilka osób. Pastel de nata zrobione są z ciasta francuskiego, a w środku wypełnione kremem budyniowym.
Podczas pobytu w Lizbonie kilka razy próbowałam ciastek pastel de nata, ale nigdzie nie smakowały tak dobrze, jak w Belem. W czym więc tkwi ich sekret ? W Belem dostaniemy je jeszcze ciepłe, wyjęte prosto z pieca. Ciasto jest bardzo chrupkie i wypieczone, a krem wręcz rozpływa się w ustach. Tutaj również posypuje je się cynamonem i cukrem pudrem. Nie jestem ostatnio smakoszem słodyczy, ale do tej cukierni wracałam kilka razy. Warto.. Polecam każdemu!
Pieczone kasztany
W okresie jesienno-zimowym na ulice Lizbony wyjeżdżają wózki z pieczonymi kasztanami. Zapach dymu unosi się wszędzie, a sprzedawców można znaleźć na każdej ulicy. Kasztany jadalne to nic innego, jak odmiana orzechów. Zastanawiałam się zawsze, jak one smakują. Ciężko jest to jednoznacznie określić. Pierwsze skojarzenie było ze słodkim ziemniaczkiem, wyjętym prosto z ogniska. Dużą porcję, czyli 12 szt, można kupić za 2-2,5 euro, w zależności od miejsca. Od razu dodam, że na jakiś czas zapełnią wasze brzuchy. Są bardzo sycące, ze względu na sporą ilość błonnika. Okazuje się, że mają wiele właściwości odżywczych. Są doskonałym źródłem minerałów, zawierają m.in. magnez, potas, wapń. Zatem smacznego!
To również może ciebie zainteresować:
Lokalna wiśniówka
Chyba każde miasto ma swoją popularną “pijalnię”, gdzie wpada się na jednego shota i idzie dalej. W Lizbonie też znalazłam takie miejsce, w okolicach placu Rossio. Jedynie skupiony wokół lokalu tłum zdradzał, że coś ciekawego się tam dzieje. Za niewiele ponad euro, można spróbować tego trunku, nawet w kilku odmianach. Gindjinha smakuje całkiem przyzwoicie. Trochę przypomina nasze polskie nalewki, lecz jest dużo słodsza, a zawartość procentów trochę niższa. Warto wpaść tam na jednego przed kolacją i w sumie po kolacji też.