Projektowanie stron
Wulkan-Rinjani

Wulkan Rinjani – 3 dniowy trekking w Indonezji

Wulkan Rinjani leży na wysokości 3726 m npm i od początku był w planie mojego wyjazdu do Indonezji. Choć podejście na niego jest dość męczące, to na pewno warto spróbować takie aktywności.

Wulkan Rinjani wznosi się na 3726 m nad poziomem morza, znajduje się na wyspie Lombok i jest drugim co do wielkości wulkanem Indonezji (pierwsze miejsce zajmuje Kerinci – 3805 m n.p.m. na Sumatrze). Należy do stratowulkanów, charakteryzujących się wysokimi, stromymi szczytami. Rinjani jest bardzo aktywnym wulkanem, który co jakiś czas daje o sobie znać.

Wulkan Rinjani

Po gwałtownej erupcji w roku 1257, góra wulkaniczna została rozerwana i utworzyła się olbrzymia, owalna kaldera o wielkości 6 km x 8,5 km. Znajduje się w niej uznawane przez hindusów za święte jezioro Segara Anak, które znane jest ze swojej turkusowej wody i ciepłych źródeł. Na środku jeziora w związku z mocną aktywnością wulkanu Rinjani, wyrósł mniejszy stożek wulkaniczny o nazwie Gunung Baru Jari (Nowa Góra). Ma 150 m wysokości i jest bardzo aktywny.

Ostatnia erupcja wulkanu Rinajni miała miejsce w październiku 2015 r. i uniemożliwiła trekking na szczyt wulkanu oraz sparaliżowała lotnisko na Bali. Rok temu w sierpniu wulkan Rinjani nieoczekiwanie wyrzucił z siebie kłęby dymu, ale nie spowodował większych utrudnień.

Wulkan Rinjani - 3 dniowy trekking w Indonezji

Trzydniowy trekking na wulkan Rinjani

Najbardziej popularną opcję opcją trekkingu na wulkan Rinjani jest pakiet 3 dni 2 noce. Jest to wystarczająco dużo czasu, żeby nie obciążać organizmu i w sumie zobaczyć jak najwięcej. Start trasy ma miejsce w wiosce Sembalun, tym samym szczyt zdobywa się już drugiego dnia. Program pierwszego dnia zakładał trekking do punku na krawędzie krateru Plawangan II na  2,638 m wysokości, dzień drugi to poranna wspinaczka na sam szczyt wulkanu Rinjani i następnie zejście do jeziora Sagara Anak.  Dzień trzeci to powrót do Senaru.

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie nagłe załamanie pogody dzień przed trekkingiem. Siedzieliśmy na plaży na wyspie Gili Air, gdy po południu nad Lombokiem zaczęło się chmurzyć i padać.  Do Indonezji pojechaliśmy w maju, czyli już w porze suchej, co nie oznacza, że w tym okresie w ogóle nie pada. 

Wulkan Rinjani – trekking dzień 1

O 7:00 rano ruszyliśmy z Gili Air w kierunku Lombok. Okazało się, że nasza grupa, która nocowała na wyspie już o 8:00 ruszyła w góry. Mieliśmy na dzień dobry 2 h poślizgu. Czekaliśmy na samochód, który miał nas zawieźć do Sembalun Lawang, ale ten wciąż nie przyjeżdżał. Wsadzili więc nas na skutery, by w połowie drogi przepakować na pick up’a.  W końcu dotarliśmy do bram parku, a tam czekał na nas przewodnik, młody chłopak o imieniu Moon.  Po odnotowaniu się w księdze w punkcie Rinjani Information Center o 11:00 ruszyliśmy w trasę na wulkan Rinjani.

Z Sembalun Lawang startowaliśmy z wysokości 1156 m i czekała nas orientacyjnie 8 godzinna wędrówka na wulkan Rinjani. Pierwszy odcinek jest bardzo łagodny, pnie się delikatnie w górę przez łąki, a w oddali majaczy szczyt wulkanu Rinjani. Co jest uciążliwe to upał i gęste, duszne powietrze, przed którym nie ma jak uciec. Szybko mijamy POS I na 1300 m, bez zatrzymywania się i po 1,5h marszu docieramy do punktu POS II na 1500 m, gdzie nasza grupa jadła obiad. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy wszyscy razem. Trasa zaczyna się zmieniać, idziemy sawanną, pojawiają się mniejsze i większe górki, a ścieżka zawija i staje się dość kręta. W końcu totalnie pochłania nas soczysta zieleń traw, paproci i drzew. W międzyczasie ku naszemu niezadowoleniu zaczyna padać deszcz. Wulkan Rinjani majaczy gdzieś w oddali spowity gęstymi chmurami.

Docieramy do POS III na 1800 m, by przeczekać chwilę z nadzieją, że się rozpogodzi. W POS III słyszymy, że najcięższy kawałek trasy właśnie jest przed nami. Czekał nas 3 godzinny marsz do obozu na krawędzi wulkanu, tzw. POS Crater Rim albo po prostu Plawangan II na wysokości 2,638 m. Nasi porterzy nie przesadzali, to był naprawdę ciężki kawałek trasy. Ścieżka pięła się ostro w górę, szliśmy po głazach, kamieniach, korzeniach drzew. Deszcz padał coraz mocniej, a pomiędzy naszymi stopami płynęła miejscami rzeka błota. Każdy z nas szedł swoim tempem, zerkając za siebie by nie stracić grupy z oczu. Z podziwem patrzyłam na porterów dźwigających kosze ważące po 20-30 kilo, którzy zgrabnie wyprzedzali nas na trasie idąc w japonkach.

Temperatura zaczęła gwałtowanie spadać. Nasze rozgrzane ciała początkowo tego nie odnotowały, ale wiatr i zimo uderzył nas podwójnie, gdy dotarliśmy do obozu. Nie miałam siły ubierać się po drodze, byłam mokra i chciałam zaoszczędzić ciepłych, suchych rzeczy na noc. Moje ciało wychłodziło się do tego stopnia, że z zimna straciłam czucie w rękach na jakieś 30 min, od czubka palców po same łokcie.  Dopiero ciepły posiłek, rozcieranie rąk i trzy warstwy ciepłej i suchej odzieży pozwoliły mi normalnie funkcjonować.

Trekking dzień 2 – wschód słońca na Rinjani

Noc nie należała do najlepszych. Wiatr targał naszym namiotem, a gdy ucichła impreza w obozie, zaczęły się harce małp, które żerowały na resztkach jedzenia. Obudzili nas o 2:00 nad ranem i wręczyli ciepłą herbatę i kilka krakersów jako śniadanie. Dokładnie o 3:00 ruszyliśmy w kierunku szczytu Rinjani. Modliłam się, żeby tego dnia pogoda dopisała. Gdy wyjrzałam z namiotu zobaczyłam granatowe niebo usłane gwiazdami, wiedziałam, że jest dobrze.

Podejście było mordercze. Szliśmy gęsiego, jeden za drugim, bo początkowo trasa była na tyle szeroka, że mieścił się na niej jeden człowiek. Drogę rozświetlały tysiące czołówek. W pewnym momencie obróciłam się i ujrzałam za sobą rząd świateł, które jak wielka dżdżownica pięły się w górę. Początkowo łagodne podejście zaczyna piąć się ostro w górę. Pod nogami pojawia się żwir i piach wulkaniczny, który dodatkowo utrudnia trekking. Dosłownie wygląda ro tak, że robisz trzy kroki w górę i obsuwasz się o jeden.

Mieliśmy jeszcze pół godziny drogi na szczyt, gdy zaczynało świtać. Czarna odchłań, która nas początkowo otaczała, ustępowała światłu i po bokach zaczęły pojawiać się pierwsze, ukryte do tej pory, wspaniałe widoki. Wulkan Rinjani zapraszał nas na szczyt. Przyśpieszyliśmy kroku i po chwili dołączyliśmy do tłumu ludzi, którzy byli już na górze.

W tej chwili nie było ważne, że jest zimo, że jestem zmęczona i głodna. Widok był na tyle imponujący, że energia do życia wróciła. Euforia udzieliła się wszystkim. Raz po raz ludzie robili sobie zdjęcia z tabliczką Rinjani 3726 m, żeby upamiętnić ten wyczyn. Przed nami rozpościerał się wspaniały widok na olbrzymią kalderę wulkanu Rinjani, a w nim jezioro Sagara Anak i wulkan Baru Jari. Za plecami mieliśmy część starego krateru Rinjani. Takich pięknych wschodów słońca życzyłabym sobie zawsze.

Droga powrotna była nieco lżejsza niż podejście. Na żwirze można było się ześlizgiwać, co oszczędzało nam kilku metrów drogi. W dzień dopiero dociera do ciebie, jaki kawał drogi pokonałeś. Wąska ścieżka, przepaść po lewej, przepaść po prawej i radość, że się udało. Drogę powrotną umila wspaniały widok na niebieskie wody jeziora i wulkan Baru Jari.

Wulkan Rinjani 5272752
Wulkan Rinjani 5272768

Wulkan Rinjani – powrót do Sembalun

Niestety pogoda zaczęła się znowu psuć. Wulkan Rinjani jak magnes ściągał chmury i gdy dotarliśmy do obozu, widoczność była bardzo słaba. Byłam wykończona, a perspektywa kolejnego dnia trekkingu w deszczu nie napawała mnie optymizmem. Dostaliśmy od naszego przewodnika dwie opcje wyboru. Jedna z nich zakładała kontynuację trekkingu, bez względu na pogodę i warunki przy jeziorze. Druga pozwalała chętnym wrócić do Sembalun. Po krótkiej chwili zastanowienia wybraliśmy powrót do miasteczka. Na ten dzień prognoza zakładała burze, więc zwyciężył zdrowy rozsądek.

Część grupy kontynuowała trekking ze względu na wpłacone pieniądze. Ja jednak wolałam odpocząć jeden dzień dłużej na Glili, niż katować organizm kolejny dzień w górach, przy tak niepewnej pogodzie. Pod hasłem „wszystko za Gili dziś” narzuciliśmy tempo i do miasteczka zeszliśmy w niecałe 3 godziny.  Zależało nam by zdążyć na ostatni prom, który odpływał z portu o 17:00. Po drodze oglądałam piękny krajobraz, który ostatnio pokryty był chmurami i mgłą. Teraz mogłam przekonać się, jak piękna jest cała okolica. Z naszego 3 dniowego trekkingu zrobiła się opcja 2 dni 1 noc – tak też się da i jest to całkiem do wytrzymania.

Tego wieczora siedziałam już na plaży i oglądałam okropną burzę na Lombok z bezpiecznej odległości. Zastanawiałam się, jak sobie poradzili towarzysze z moje grupy, ale sama cieszyłam się, że wybrałam takie rozwiązanie.

Wulkan Rinjani 5273069
Czy wiesz, że wysyłając ten artykuł dalej pomagasz mi tworzyć kolejne treści?

Bądźmy w kontakcie

Podaj swego maila, by otrzymywać specjalne treści dedykowane moim czytelnikom (darmowe presety, tapety itp)

4 komentarze

  1. Przepiękne zdjęcia! Na pewno będąc w Indonezji wybiorę się na ten trekking! Dzięki za inspirację!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *