Hala Gąsienicowa to bez wątpienia piękny zakątek Tatr i idealne miejsce, by zacząć swoją przygodę z górami. To było pierwsze miejsce jakie odwiedziłam kilka lat temu, zaraz po schodzeniu tatrzańskich dolinek. Od tamtego czasu byłam tu wielokrotnie i nie skłamię jeśli powiem, że za każdym razem to miejsce robi wrażenie.
Od jakiegoś czasu miałam w głowie widok Hali Gąsienicowej o wschodzie słońca. Wiadomo, człowiek naogląda się zdjęć i chce mieć takie swoje własne. Próbowałam wybrać się tam latem, ale jakoś nie wyszło. Padło na jesień. Pomimo tego, że wschody słońca są już dość późno, bo tego październikowego dnia był około 6:50, to i tak nocka była zarwana.
Nie ma nic przyjemnego w tym, jak się wyrusza w góry samemu w ciemną noc. Wyobraźnia wariuje na każdy szelest lasu. Po 20 minutach marszu zobaczyłam w dole światła czołówki i od razu zrobiło się lepiej. Choć spotkaliśmy się dopiero na górze, po wyjściu z lasu, jak już zaczęło się przejaśniać, sama świadomość tego, że ktoś szedł za mną sporo mi pomogła. Z drugiej strony to dobra lekcja by poskromić swoje demony w głowie. Tak naprawdę nic wielkiego w tym lesie się nie działo, cała akcja działa się w mojej głowie.
Uwielbiam wschody słońca! Widząc światło poranka i budzący się do życia świat od razu robi mi się lepiej na duszy. Ta cisza, ten spokój, te kolory. No kocham! W gratisie złapałam schodzący księżyc. Rogal ostatkiem sił świecił na niebie.
Hala Gąsienicowa
Celem tego dnia był wschód słońca. Tylko tyle i aż tyle. Nie planowałam dalszej wędrówki, bo warunki w górach były słabe. Wiał porywisty wiatr, doświadczyłam tego dzień wcześniej na Kopie Kondrackiej, a tego dnia warunki wyglądały na jeszcze gorsze. Także, gdy ja już wracałam kilka minut po 8:00, spotykałam sporo ludzi, którzy dopiero zaczynali swój dzień na górskim szlaku. Patrzyli na mnie ze zdziwieniem, wymieniliśmy się pozdrowieniami i życzeniami miłego dnia. Lubię tę górską kulturę na szlaku.
Wchodząc na Halę Gąsienicową mamy piękna tatrzańską pocztówkę na dłoni. Tego poranka niestety nad szczytami kotłowały się chmury, więc nie mogłam podziwiać szczytów w całej okazałości. Słońce podświetliło chmury różowo – pomarańczowym kolorem, i szczerze mówiąc tak wyglądał owy wschód słońca na który czekałam. W takich chwilach człowiek zdaje sobie sprawę, że nie liczy się cel, a sama wędrówka.
Ludzie sądzą, że w życiu najważniejsze jest osiąganie sukcesów. Tymczasem tak naprawdę liczy się droga, a cel potrzebny jest tylko po to, żeby w tę drogę wyruszyć.
To również może ciebie zainteresować:
Hala Gąsienicowa – początku górskich wędrówek
Na Halę Gąsienicową z Kuźnic prowadzą dwie trasy, niebieska przez Boczań oraz żółta przez Dolinę Jaworzynki. Obie wersje mają podobny czas przejścia i poziom trudności. Jednak Hala Gąsienicowa to zaledwie preludium do odkrywania Tatr. Stąd prowadzi wiele szlaków w wyższe partie gór, ale są to trasy w większości trudniejsze i wymagające:
- trasa na Kasprowy Wierch – ok, to jest akurat łatwy odcinek, bez wielkich ekspozycji i nachylenia
- trasa nad Czarny Staw Gąsienicowy – jak powyżej, krótki i przyjemny spacerek, a widoki malownicze. Lubię posiedzieć sobie nad Czarnym stawem, góry i woda to bardzo dobre połączenie
- trasa na Kościelec – ta góra budzi we mnie zawsze dobre emocje. Ma swój urok i swoim kształtem wybija się na tle innych szczytów. Z góry widoki są przepiękne, choć ja miałam pecha bo gdy dotarłam na szczyt, chmury podniosły się i przesłoniły wszystko. Trasa dość trudna.
- trasa na Świnicę – dłuższa i trudniejsza, ale mając po drodze takie widoki, nie można narzekać
- trasa Orła Perć – tutaj mamy wiele możliwości, z Hali Gąsienicowej poprzez Czarny Staw można wybrać drogę na Zawrat, na Kozi Wierch, na Granaty. Co kto woli. Tu wysokość jest już odczuwalna, a duża ekspozycja działa na wyobraźnię. Jednak wiadomo, spokój i jeszcze raz spokój, szczypta odwagi i rozsądek, a trasa jest do zrobienia.
Z powyższego wynika, że większość tych tras mam już za sobą. Nic dziwnego, że Hala Gąsienicowa jako punkt startu jest najczęściej odwiedzanym przeze mnie miejscem :).